Zwyciężyłam pogodę , szczyt Babiej Góry (1725m) i zwyciężyłam z sobą ...
Obiecałam sobie ,że każdego września będę na Babią wchodzić .
Pochłonięta , domem , pracą... nie zrealizowałam planu...:(
Nie poddałam się jednak, tęskniłam i musiałam tam wejść ponownie.
Tym razem jednak nie cieszyłam się widoczkami na szczycie, oj nie !
Dopóki szłam malowniczym lasem bukowym obdartym nieco z liści , z jarzębiną w bordowym kolorze to jesień oczy me cieszyła ,
kiedy jednak minęliśmy SOKOLICĘ ujrzeliśmy Babią w białej kołderce...
oho ! Zdaje się ,że idziemy po przygodę.
Krzysiek dziarsko , Szymon żywo w podskokach ,, chrzestny Tomcio (on to już był 42 raz chyba) i kuzynka Maja...podjęliśmy decyzję .
Idziemy dalej !
I tak oto w następnym etapie naszej wyprawy zmagaliśmy się z nasilającym wiatrem...nasilającym do tego stopnia ,że nie szło utrzymać równowagi !
Krzysiek trzymał mocno Szymka bo najnormalniej w świecie porwałby go wiatr !
Ba ! Co ja plotę wiatr ...szaleńczy wiatr !!! Południowy napierający na zbocze i usiłujący zepchnąć nas z trasy.
Zatopieni w chmurach w otoczeniu mleka dalej brnęliśmy 2 kroki w przód jeden w tył, 2 w bok jak po mocno zakrapianej imprezie:)
I to był ten MEGA wysiłek ...nie dość ,że pod górę to z wiatrem ok 100 km/h ...ale im bliżej szczytu tym bardziej wiało
..i tu Wam powiem nie szło już prawie nad niczym panować wywiało mi gile z nosa 3 razy !
Nie zdążyłam po chusteczkę sięgnąć cha cha cha ..
nie mówiąc o tym ,że nie było możliwości się po prostu wysiusiać a skórka od banana wyrwana z rąk Tomka poleciała w siną dal i mieliśmy tylko nadzieje , że nie osiadła jakiemuś turyście na twarzy....jak widać było ekstremalnie i śmiesznie...
naprawdę w tym całym wysiłku szłam i się śmiałam z Majki ,którą wiatr tarmosił i Tomka i moich chłopaków..choć Szymon wzbudzał podziw nas wszystkich ...
Nasz Szymon był bohaterem..bez ani jednego jęknięcia ,
bez marudzenia młodym radosnym krokiem z tatą szedł..
dopiero w drodze powrotnej kiedy skostniały mu palce u rąk(mimo rękawiczek) to miał dosyć. ...Krzysiu jednak w jakiś krzakach go ogrzał , rączki ochuchał i już było ok :)
wracając jednak do Szczytu Babiej ...tam to się już działo istne szaleństwo ! My sądzimy ,że mogło wiać do 140km/h natomiast byli turysci co dawali więcej ...
i tu rozsadek wziął górę wracaliśmy tą sama drogą ...nie schodziliśmy na Brony , bo tam było niebezpieczne zejście i tam mimo , że mam zapasik tłuszczyku
to mogło mnie unieść niczym tę skórkę od banana...
A potem wiecie.. byłoby znowu w dzienniku : "turyści na Babiej ! Akcja ratowania łopoczących Franków na wietrze !"
ach żarcik taki
ale dzisiaj ...dzisiaj kiedy to piszę moje zakwasy (mimo masażyków Krzysia) przypominają mi o tym jak CUDOWNIE było iść pod wiatr , jak wspaniale było NIE REZYGNOWAĆ !
(Mam to po mojej mamusi ! )
I siedzę dzisiaj tu z głową pełna pomysłów i idę pod wiatr...
wiem o tym ..czuję to, ale się nie poddam !
a Babią polecam każdemu ! To cudowna góra , która rządzi się swoją pogodą i z tego słynie !
i dzięki temu nie wiesz co Cię spotka i musisz być gotowy na wszystko !
czy czasem nie jest nam to potrzebne ???
widok na Sokolicę
mamuś ! Babia w chmurach !
oj zaczyna silnie wiać !
w mleku pędzących chmur
to moje franki ...
doszliśmy i prawie odlecieli !
powrót choć też nie łatwy ..ale zawsze to w dół :) hurra
Maju , Tomciu moje dwa najukochańsze Franki ..
Dziękuję Wam !
Mam nadzieję ,że ktoś wytrzymał do końca postu :)
Dziękuję i życzę miłego dnia
i jeśli któraś ma ochotę poznać Babią to zapraszam ! Chętnie pokażę :)
By !
Historia niezła:)Ukłony dla bohaterskiego Szymka:)A z zaproszenia skorzystam:)Kochamy góry,a na Babiej jeszcze nie byliśmy,więc możesz się nas spodziewać:)P.S.Wysłałam maila
OdpowiedzUsuńPrawdziwa wyprawa. gratuluję i podziw pełen dla Szymona. Oj widać piechur z niego rośnie ! I ma to po mamusi i po babci oczywiście . :) Świetna przygoda!
OdpowiedzUsuń:-))) Fajnista historia :-) A o uciekających w przelocie gilach - bezcenne :-))) Gratuluje rodzinnego sukcesu i zazdroszczę wyprawy!
OdpowiedzUsuńOch, zazdroszczę. Ja swoją Górę zdobywałam we wrześniu, ale już za nią tęsknię. Gratuluję przezwyciężenia przeciwności :)
OdpowiedzUsuńWspaniala wycieczka :)
OdpowiedzUsuńgratuluję zwycięstwa ...
OdpowiedzUsuńwidoki przepiękne:-)
pozdrawiam ciepło
Gratuluję :) Jestem dumna, że pokonałaś swój lęk i dotarłaś do celu...to się nazywa TWARDZIELKA:)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia, choć mleczna firanka przesłoniła na pewno nie jeden widok...
Brawo i buziaki:)
Wow... no i zdjęcia fantastyczne :)
OdpowiedzUsuńWspaniała przygoda:) Gratuluję Wam wytrwałości:)
OdpowiedzUsuńAlem się uśmiała:) aż mi makijaż spłynął:)
Chylę czoło , Dusia
OdpowiedzUsuńSzymon,brawo!!I Wam wszystkim również!
OdpowiedzUsuńNiestety tego roku nie było nam dane zdobyć Babiej więc tym bardziej gratuluje bohaterskiego wyczynu,bo chyba najtrudniej się przemóc i po prostu wytargać trochę zagonionego czasu i resztek sił;)
Fajna wyprawa, aż.....zazdroszczę :)))
OdpowiedzUsuńno, no.. szacun za zdjęcia:) dobrze że aparatu nie wywiało:)- ola
OdpowiedzUsuńOlu, gratuluję bo nie ma nic ważniejszego od walczenia z całym sobą i wygrywania:) świetne zdjęcia i całe szczęście, że wam się nic nie stało. pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNo wyprawa super:) Dobrze, ze wróciliście cali i zdrowi-gratuluję wytrwałości:) Chętnie wspięłabym się tam razem z Tobą kiedyś:) Pozdrowionka:)
OdpowiedzUsuńKochana kobieto wiosną jedziemy razem!!!!!!!!!!Pamiętaj o mnie !!! :D
OdpowiedzUsuńGratulacje, szczególnie dla synka, że dał radę wejść :) Byłam kiedyś na Babiej i nie jest to łatwa góra. Oj jak mi tęskno za górami, kiedyś jeździłam co rok, odkąd mam dzieci, to ciężej sie wybrać, tym bardziej że całą Polskę muszę przejechać.
OdpowiedzUsuń